POLSKI MANCHESTER 1990
Maj 2021
autor: Agata Mayer    
„Łódź powinna stać się metropolią mediów wschodu”– powiedział jeden z czołowych współczesnych poetów, pisarzy i publicystów języka niemieckiego Hans Magnus Enzensberger, kiedy przyjechał tu na krótko w 1986 r. Powinna, ale tak się nie stało. 3 lata później upadł rynek wschodni i wtedy Łódź oberwała najmocniej. A przecież od kontaktów z Rosją zaczęła się jej kariera. Pod koniec XIX wieku Łódź była prawdziwą ziemią obiecaną. Egzotyką dla polskich elit, do której zjeżdżali osadnicy z Niemiec, Czech i Portugalii. Z osady rolniczej przekształciła się w stolicę włókiennictwa. Przemysłową metropolię. Zbyt nowoczesną, jak na tamte czasy. Tempem rozwoju dorównywało jej tylko Chicago. Po upadku komunizmu i dezindustrializacji, drugie co do wielkości miasto w Polsce zaczęło popadać w ruinę, pogrążając się w stagnacji lat 90. Jednocześnie zmagało się z niechlubną opinią "złego miasta". Z kolan, moim zdaniem, zaczęło podnosić się o 30 lat za późno… Łódź od zawsze była rajem dla artystów, ludzi sztuki, reporterów i dokumentalistów. Przyciągała niepowtarzalnym kolorytem, którego nie miało żadne inne polskie miasto. I wcale nie chodzi o koloryt (niewątpliwie unikalny w skali światowej) secesyjnych kamienic, fabrykanckich pałaców czy rezydencji najzamożniejszych rodów, lecz o koloryt szarego, przemysłowego miasta. Upadłego „polskiego Manchesteru”, który odzierał swoich mieszkańców z godności. W latach 90. przyciągnęła Stéphane'a Duroya, francuskiego dokumentalistę. Duroyowi udało się uchwycić to piękne, zahartowane miasto, które wówczas zmagało się z bolesnymi skutkami transformacji i chropowatą rzeczywistością, skrywaną za pastelowymi fasadami trędowatych budynków. Urodzony w północnej Tunezji Duroy jest dzieckiem czasów dręczonych dwiema wojnami światowymi i trwającym prawie 50 lat impasem między Wschodem a Zachodem. Karmiony literaturą Cendrarsa, Céline, Prousta, Kafki i Dostojewskiego, a także filmografią Bergmana i Buñela, po studiach prawniczych zostaje fotografem prasowym. Reporterskie powołanie, wzmocnione cyklami pobytów w Grecji, Egipcie, Sudanie i Etiopii, porzuca jednak na rzecz fotografii dokumentalnej. Za jej pomocą bada intymne kwestie tożsamości osobistej i zbiorowej, losy ludzi oraz historie miejsc dotkniętych traumami wojny, totalitarnymi aberracjami, podziałami politycznymi i masową migracją. Kurcząca się Łódź lat 90., w której eskaluje negatywna tożsamość lokalna, jest dla Duroya tematem wręcz idealnym. Aby zrozumieć i polubić to miasto, trzeba najpierw poznać jego niezwykłą historię i kondycję mieszkańców. Mam wrażenie, że Francuzowi to się udało. Podszedł do cyklu zarówno dokumentalnie, jak i konceptualnie. Bez zbędnych anegdot, spektakularności, sentymentalizmu i współczucia. Skupił się na szorstkiej rzeczywistości postindustrialnego środowiska miejskiego, pozostawiając odbiorcy miejsce na formę pustki. Wymowne, trochę niepokojące, ale ozdobione świetlistym spojrzeniem na świat zdjęcia, bez wątpienia mają identyczną aurę – wyblakłą, nieco stłumioną, pełną fioletowo-błękitnego półmroku i szarości wibrujących jak żar pod popiołem. Dla mnie Łódź szara nigdy nie była. Swoją niepowtarzalną barwę i różnorodność zawdzięcza kolorytowi czterech narodów, które ją budowały, nadając miastu kształt, historię i wyjątkową tożsamość kulturową. Tożsamość, z którą część mieszkańców się identyfikuje, a część się od niej odcina. Łódź ulega ogromnym przeobrażeniom, a tempo zmian nie przestaje mnie zdumiewać. Zagraniczne media chwalą niezwykłą metamorfozę, jakie przeszło to "wyklęte miasto", które dziś bije blaskiem nowych miejsc. Nie sposób się z tym nie zgodzić. Jednak miasto nadal poraża swoimi brutalnymi kontrastami i nostalgicznym klimatem odrapanych ulic, skrywających melancholijną beznadzieję i bezradność, która unosi się w ciemnych zaułkach ulicy Północnej, Franciszkańskiej, Zgierskiej czy na zdewastowanych podwórkach ulicy Piasecznej czy Łącznej.

L'Europe du silence
Od późnych lat 70. do wczesnych XXI wieku Duroy podróżuje po Berlinie Zachodnim, Europie Wschodniej i Stanach Zjednoczonych. Zaczyna jednak od Wielkiej Brytanii, do której ma spory sentyment. Dokumentuje tu wyraźne podziały społeczne i towarzyszącą im marginalizację spowodowaną thatcheryzmem. Rejestruje niespokojną rzeczywistość, zgorzknienie i odrzucenie, w którym żyją górnicy, robotnicy, bezrobotni, kobiety, dzieci, nastolatkowie i wyrzutki społeczeństwa. W 1979 r. odkrywa Berlin Zachodni. Historyczna stolica Niemiec staje się miejscem nieustannych powrotów i jednym z ulubionych tematów francuskiego fotografa, a upadek muru berlińskiego punktem wyjścia dla przełomowego projektu fotograficznego zatytułowanego "Cicha Europa". Zaintrygowany ideą dwóch tak diametralnie przeciwstawnych ideologii politycznych działających w tym samym kraju, Duroy udaje się w podróż przez dawne Niemcy Wschodnie. Rejestruje krajobraz w dużej mierze niezmieniony od 1933 r. Stamtąd wybiera się do Polski, Słowacji, jak i do wielu innych krajów naznaczonych drugą wojną światową. Nie idzie jednak dalej na wschód niż granica polsko-rosyjska. Polskę odwiedza kilka razy, w tym Warszawę i Auschwitz-Birkenau, stawiając czoła największej tragedii XX wieku i jej współczesnym konsekwencjom. Z obszernego przeglądu europejskiego społeczeństwa, wyłania się głęboka, pozbawiona złudzeń refleksja na temat głuchoniemej i opuszczonej Europy.Przy tak trudnych tematach, Duroy często zamyka oczy i przypomina sobie słowa Franza Kafki: „Fotografujemy rzeczy, aby wyrzucić je z naszych umysłów. Moje historie są sposobem na zamknięcie oczu”. Trzeba patrzeć. I to wnikliwie. Ale czasem zamknięcie oczu sprawia, że obrazy i historie, które za nimi stoją, przemawiają do nas jeszcze bardziej.

Ucieczka w Amerykański Sen
Od prawie 30 lat Stéphane Duroy niestrudzenie koncertuje się na Europie. Wnikliwa, wręcz obsesyjna podróż, doprowadza go wreszcie do kraju wygnania milionów Europejczyków. Ameryka jawi się mu jako monumentalna iluzja, znakomita idea amerykańskiego snu, która zwabiła ludzi uciekających przed tragediami w Europie. Przemierzając terytorium USA wzdłuż i wszerz, od wschodu do zachodu, fotograf bada zanikające pojęcia – tożsamości, pamięci osób na wygnaniu, spustoszenie tradycji pionierskiego ducha, kult oportunizmu i miraż „wszystkiego, co możliwe”. Pojęcia, które stworzyły potęgę Ameryki. Symbol nadziei, w który wygnani Europejczycy udają, że wierzą. Duroy nigdy nie skończy z Ameryką, tą przeklętą częścią siebie. Tak jak nie skończy z Europą. Będzie tam powracał, zakochany w tych krainach z ich dzikim blaskiem i żałobnym pięknem. Seria o Łodzi ujrzała światło dzienne w 1996 r. Oto historia mojego miasta, którą opowiada nam Stéphane Duroy.